Nieprzypisane

Felieton o Żołnierzach Wyklętych

Felieton o Żołnierzach Wyklętych

TO TRZEBA STALE PRZYPOMINAĆ I NAGŁAŚNIAĆ!

Pseudo-dyskusja o Żołnierzach Wyklętych i ich rzekomych masowych zbrodniach trwa, szczególnie teraz, gdy środowiska post(?)ubeckie chwyciły wiatr w żagle. Pytajcie towarzyszy i towarówki, razistów i genderów, czy mają jakiekolwiek pojęcie o tym, co naprawdę się w Polsce działo od 1944/1945 r. Z tego, co obserwuję – to są pospolite matoły, które karmią swymi plwocinami jeszcze głupszych od siebie. Ale niektórzy wiedzą, idą natomiast w zaparte.

——

MORDOWALI JEŃCÓW, PALILI WSIE, STOSOWALI ZASADĘ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZBIOROWEJ!

„Bandy pozorowane” – była to jedna z najbardziej perfidnych metod zwalczania Żołnierzy Wyklętych przez komunistów po 1944 r. Ile zbrodni, przypisanych przez historyków i propagandystów komunistycznych podziemiu niepodległościowemu było ich dziełem? Na terenach opanowanych przez partyzantkę antykomunistyczną stosowano taką metodę nawet do lat 50-tych. Już sam fakt, że były one powoływane przez różne formacje, utrudnia ich zbadanie i opisanie. Na terenach za obecną granicą wschodnią takie „bandy” tworzyło NKWD. W Polsce Ludowej były „bandy pozorowane” tworzone przez: Urzędy Bezpieczeństwa, Informację Wojskową, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Milicję Obywatelską i Ochotniczą Rezerwę Milicji Obywatelskiej. Ponadto własne bojówki, udające „partyzantów”, tworzył najbardziej zaufany aktyw Polskiej Partii Robotniczej. Były również „bandy pozorowane”, powoływane przez „ludowe” Wojsko Polskie. Włącznie z NKWD było ich aż osiem rodzajów!

Ich rolą było rozpoznawanie terenu, kto i gdzie sprzyja organizacjom niepodległościowym, werbowanie agentury terenowej, w wielu przypadkach – rozbijanie grup prawdziwej partyzantki. Organizacje niepodległościowe od początku potępiały i ujawniały zjawisko powoływania przez komunistów „band pozorowanych”, wskazując na drastyczne metody ich działania i związaną z tym powszechną dezinformację. Np. komendant Okręgu Białostockiego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego już w czerwcu 1945 r. ostrzegał przed nimi: „zdarza się, że jakieś nieznane, uzbrojone oddziały grasują w nocy po okolicach i w imię patriotyzmu, pod grozą śmierci, biciem nakładają na najlepszych Polaków wysoką kontrybucję lub grabią majątek rzekomo na cele podziemnej organizacji. Przy tym katują ludzi, bijąc dzieci i łamiąc ręce niewiastom”.

Czasem dochodziło do rażących „błędów i wypaczeń” w postaci dekonspiracji sprawców. Tak było m.in. w przypadku morderstwa, popełnionego przez ubeckie „szwadrony śmierci” 1 grudnia 1945 r. w Budkach Petrykowskich pod Grójcem na Zbigniewie Hanke, Tadeuszu Liszkiewiczu i Bolesławie Łukowskim. Zbrodnia wyszła na jaw i została nagłośniona już następnego dnia, bowiem czwarta osoba, która też miała być zlikwidowana, Józef Sikorski (działacz PSL) dosłownie wyszedł z grobu. Po strzałach oddanych przez UB-owców udał martwego, został przysypany zmarzniętymi grudami ziemi razem ze zwłokami innych ofiar, a następnie po ucieczce morderców zdołał się wydostać z mogiły. Złożył wyczerpujące zeznanie i ujawnił dane personalne znanych sobie sprawców. Ale mimo to śledztwo nie zostało wszczęte a on, na skutek śmiertelnego zagrożenia, ukrywał się przed sprawcami aż do 1956 r. Sprawa była przedmiotem postępowania w prokuraturze PRL, ale ustaleni sprawcy – funkcjonariusze UB, MO i działacze PPR – zostali objęci amnestią z 1947 r. (przeznaczoną przecież dla podziemia!) i jako „ujawnieni” uniknęli w ten sposób jakiejkolwiek kary.

Funkcjonariusze partyjni ujawniali swój udział w tworzeniu „band pozorowanych”, lecz jako sprawców fałszywie wskazywano na… żołnierzy AK! Tak zrobiła m.in. Maria Turlejska (bliska przyjaciółka Adama Michnika): „Wiemy z autopsji, że już jesienią 1944 r. w Otwocku utworzona została specjalna szkoła przy Komendzie Głównej MO do szkolenia dywersantów i terrorystów. Werbowano do niej m. in. chłopców i dziewczęta z AK (…). Z tej właśnie kadry, szkolonej celowo, powstały pierwsze oddziały pozorowane”.

Istnienie owej „szkoły” i fakt, że decyzje zapadały na najwyższym szczeblu, potwierdził jej pierwszy komendant Gutman Ałef vel Gustaw Alef-Bolkowiak: „Do oddziału naszego została włączona 25-osobowa grupa „Czwartaków”.” Nie byli to więc „chłopcy i dziewczęta z AK”, których po latach usiłowała fałszywie obciążyć Turlejska, tylko najbardziej zaufani AL-owcy, nawet we własnych szeregach określani jako skrajnie zdemoralizowani przestępcy!

„Ściśle tajny” raport płk. (później gen.) Janusza Neugebauera vel Zarzyckiego z Informacji Wojskowej („Taktyka walki z bandami” z 5 stycznia 1946 r.) nakazywał:

„Tworzyć z aktywistów partyjnych, robotników, żołnierzy, oficerów oddziały partyzanckie, ubrane po cywilnemu, wypuszczać w las celem wprowadzenia dezorganizacji w szeregach band.

Zaostrzyć represje wobec członków band, osób współpracujących. Złamać bezkarność chłopstwa, ukrywającego bandytów. Na bandycki terror reakcji odpowiedzieć naszym terrorem. Postawić zasadę odpowiedzialności zbiorowej za zbrodnie dokonywane na jej terenie. Na akty zbrodnicze reagować natychmiast […]:

– natychmiastowe na miejscu rozstrzeliwanie schwytanych z bronią w ręku, właścicieli domów, w których broń została znaleziona;

– w skrajnych wypadkach, przy napotkaniu na zbrojny opór wsi, spalenie wsi”.

Na zdjęciu: zalążek pierwszej „bandy pozorowanej” MO, tworzonej przez Gutmana Ałefa vel Gustawa Bolkowiaka (siedzi w środku w drugim rzędzie)

Autor tekstu: Leszek Żebrowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *